Małe kobietki i Dobre żony

Najnowsza ekranizacja ,,Małych kobietek” wyreżyserowana przez Gretę Grewig przyciągnęła do kin tłumy ludzi. W filmie można było zobaczyć Saroise Ronan, Emmę Watson, Meryl Streep, Laurę Dern i Timothée Chalameta – aktorów lubianych i znanych z dużych ekranów. Nic więc dziwnego, że kiedy jedni zmierzali do sal kinowych, drudzy z entuzjazmem zaopatrywali się w powieści Louisy May Alcott.

Wydawnictwo Poradnia K zadbało o swoich czytelników i prócz klasycznej, twardej oprawy, w jednym tomie zawarło historie: ,,Małych kobietek” i ,,Dobrych żon”. Zdjęcia z filmu, dodatkowo umilają chwile spędzone z siostrami March.

Historia rodziny Marchów przypada na końcówkę XIX wieku, kiedy to Stany Zjednoczone Ameryki są ogarnięte wojną secesyjną. W tym czasie prawa kobiet są mocno ograniczone, a stereotypowe myślenie sprawia, że zawarcie małżeństwa wydaje się, dla wielu z nich, jedyną drogą życiową.

Opiekę nad młodymi kobietami sprawuje matka – pieszczotliwie nazywana przez córki Marmisią. Nie opływają w luksusy, ponieważ pan March, próbując pomóc swojemu przyjacielowi, stracił dużą część majątku, a później wyruszył na front, aby jako kapelan wspierać walczących żołnierzy.

Najstarsza z sióstr Meg, posiada talent aktorski i marzy o bogactwie.  Jak to sama mówiła, ,,lubiła luksus” i bieda była jej głównym kłopotem. Znosiła ją gorzej niż pozostałe dziewczynki, gdyż pamiętała czasy, kiedy dom był piękny, pełen dostatku i przyjemności, niczego też nie brakowało.

Jo jest energiczna, psotna i niezależna. Jej porywczy temperament, ostry język i niespokojny duch sprawiały, że wciąż popadała w kłopoty i jej życie stanowiło serię wzlotów i upadków, zarazem komicznych i wzruszających. Wielokrotnie podkreśla, że wolałaby być chłopakiem – według niej kobiety poddawane są niesprawiedliwym ograniczeniom. Ambicją Jo było dokonanie czegoś bardzo wspaniałego i tym czymś miało być napisanie książki.

Najspokojniejszą z sióstr, a zarazem najbardziej bezbarwną postacią jest utalentowana muzycznie Beth. Kreowanie jej na obraz anioła sprawia, że trudno w niej zobaczyć człowieka przeżywającego trud doczesności.

Amy bywa rozkapryszona, czasami samolubna i próżna. Gdyby ktoś zapytał Amy, jaki jest największy problem jej życia, odpowiedziałaby natychmiast: ,,Mój nos”. Jest zdecydowana i wie czego chce, a chce obracać się w najlepszych kręgach. Ma nadzieję, że malarskie umiejętności, otworzą jej furtkę do wygodnego i bogatego życia.

Marchówny są kreatywne i mimo wielu obowiązków, znajdują czas na wspólną zabawę. W hołdzie twórczości Dickensa, zawiązują tajny Klub Pickwicka i wystawiają sztuki autorstwa Jo. Pewnego dnia do zabawy zapraszają swojego sąsiada Lauriego – ,,małego Laurence’a”, wyglądającego tak, jakby bardzo chciał być poznanym, gdyby tylko wiedział, od czego zacząć. Opiekuje się nim bogaty, zdystansowany dziadek.  Dziewczęta bardzo szybko zaskarbiają sobie życzliwość pana Laurenca’a, co owocuje wieloletnią przyjaźnią między rodzinami.

Ciekawą postacią jest ciotka March, która świadoma swojego bogactwa i siły pieniędzy, często bywa bezkompromisowa, surowa i antypatyczna.

Jo przypadła do gustu ciotce March, która była niesprawna i do usługiwania sobie potrzebowała osoby energicznej. Jo (…) przyjęła posadę i ku ogólnemu zaskoczeniu zdumiewająco dobrze radziła sobie z drażliwą damą.

Siostry mają różne charaktery i temperament, a to sprawia, że w różny też sposób podchodzą do swojej przyszłości.

Jo nie wyobraża sobie życia w związku i dlatego z wielkim trudem przychodzi jej zaakceptować adoratora Meg, z którą jest najbardziej związana. Jo wpada w panikę, konspiruje i zaczyna sobie zdawać sprawę, że jej siostry (w przeciwieństwie do niej) robią wszystko, aby w przyszłości stać się dobrymi żonami.

Po sukcesie, jaki Louisa May Alcott odniosła, powieścią ,,Małe kobietki”, przyszła kolej na ,,Dobre żony”, kontynuację losów rodziny Marchów. W tej części ponowie spotykamy się z siostrami, ale już starszymi o trzy lata.

Meg wychodzi za mąż i przez słodko-gorzkie doświadczenia uczy się swojej nowej życiowej roli.

Amy wyjeżdża w podróż po Europie, nabiera pewności siebie, szlifuje swój malarski warsztat i zbiera odpowiednie kontakty. 

Jo przyjmuje posadę guwernantki u przyjaciół Marchów i kilka miesięcy spędza w Nowym Jorku. Aby podreperować rodzinny budżet, zaczyna pisać komercyjną prozę, która nie do końca godzi się z jej przekonaniami. Tu po raz pierwszy odczuwa wewnętrzny konflikt – pozostać sobą i nie mieć szansy na publikację, czy przeskoczyć moralną blokadę i zacząć zarabiać na tym, co wychodzi jej najlepiej.

Życie Beth pozostaje stateczne i nie przekracza progu rodzinnego domu. Z racji, że jest podatna na częste infekcje, jej codzienność ogranicza się do lekkich obowiązków, które nie nadwyrężają słabego organizmu.

Laurie studiuje i poznaje wolność w młodzieńczej odsłonie. Jednak świadomość, że swoim zachowaniem mógłby zawieść rodzinę Marchów, szybko sprowadza go na właściwe tory.

 Każdy z bohaterów zaczyna zauważać, że zmiany to nieunikniona część życia. Wkraczają oni na wyboistą drogę ku dorosłości, jak się na niej odnajdą? Z pewnością przekonają się, że spełnienie, nie przychodzi z taką samą łatwością, jak wyobrażenie o nim.

Po ,,Dobrych żonach” intuicyjnie spodziewałam się innego zakończenia, ale rozumiem, że nie na wszystkie decyzje pisarka miała wpływ. Zgłębiając wiedzę o życiu Louisy May Alcott, zainteresował mnie fakt, że początkowo podchodziła ona sceptycznie do propozycji napisania powieści dla młodzieży. Nie rozumiała dziewczyn, a czas wolała spędzać z chłopakami. Dlatego stwierdziła, że historię ,,Małych kobietek” i ,,Dobrych żon” oprze na swojej własnej.

Postać Jo stworzyła na podobieństwo własnej osoby, a Laurie przyjął cechy jej polskiego przyjaciela Władysława ,,Laddiego” Wiśniewskiego.

,,Małe kobietki” i ,,Dobre żony” to ciekawa klasyczna literatura, chociaż jest naszpikowana moralizatorskimi formułami. Louisa May Alcott nie unika też powielania stereotypów, co owocuje pewnym wewnętrznym buntem i nasuwającym się na usta pytaniem: Dlaczego sama nie zastosowała się do redaktorskich rad pana Dashwooda?

— Widzi pani, ludzie chcą, żeby ich bawiono, a nie prawiono kazania. Molarność się dziś nie sprzedaje.

A może to w tym stwierdzeniu autorka w zawoalowany sposób próbuje przekazać swoje feministyczne pragnienia? W końcu, jak na tamte czasy, wyróżniała się oryginalnym sposobem bycia. Bez skrępowania mówiła, że do bycia niezależną nie potrzebuje żadnego mężczyzny. Chętnie też angażowała się w działania społeczne zwłaszcza te, które dotyczyły praw kobiet.

Na przestrzeni lat sytuacja kobiet bardzo się zmieniła, ale czy nadal nie jest tak, że zbyt często oczekuje się od nich dokonywania wyborów, które zaspokoiłyby społeczne potrzeby? Czy dobra matka może być równie dobrą pracownicą? Czy rekin biznesu, może być jednocześnie czułą rodzicielką? Dlaczego właściwie kobiety muszą ciągle coś udowadniać, aby ktoś przyznał, że są wystarczająco dobre?

Nie wszystkie zagadnienia ulegają przedawnieniu. Może dlatego reżyserzy każdego pokolenia chętnie biorą na warsztat najpopularniejsze powieści Louisy May Alcott i tym samym poddają je nowym ocenom.

Czy polecam ,,Małe kobietki” i ,,Dobre żony”? Jak najbardziej! Czy można tam odnaleźć receptę na udane życie? Raczej nie, ale z pewnością są to lektury, które odprężają, emanują spokojem i dają podgląd na życie poprzednich pokoleń.

Źródło cytatów: Louisa May Alcott, Małe kobietki, Dobre żony, tłum., Ludmiła Melchior-Yahil, Wydawnictwo Poradnia K, Warszawa 2020.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Translate »