Projekt Sztuka: ,,Piszę opowieściami” – wywiad z Jackiem Kaflem

Jacek Kafel – urodzony w 1985 roku. Skończył filozofię i biologię. Studiował w Opolu, Wrocławiu, Kolonii i Poznaniu. Ukończył z wyróżnieniem kurs pisarski Instytut Badań Literackich. Finalista konkursu na Literacki Debiut Roku 2017. W 2018 jego sztukę ,,Maria Walewska” wystawiono w Centrum Kultury w Lublinie, w listopadzie 2019 ukazała się jego debiutancka powieść ,,Erasmus Deutsch”. Obecnie pracuje nad kolejną powieścią o roboczym tytule ,,Tamten ja”.

Z recenzją książki ,,Erasmus Deutsch” można zapoznać się tutaj: https://lucynalesniowska.pl/erasmus-deutsch/

Lucy: W swojej powieści ,,Erasmus Deutsch” przedstawiasz losy młodego chłopaka Franka Motowidełko, który ma duże ambicje. Twierdzi, że zdobycie dyplomu ,,po lepszej stronie Odry”, otworzy mu furtkę na świat. Jednocześnie zakorzenione są w nim poczucie niższości wobec zachodnich sąsiadów oraz stereotypowe myślenie. Żadna ze szkół  nie uczy co zrobić, aby być w życiu szczęśliwym. Jakimi wartościami Ty kierujesz się w życiu?

Jacek Kafel: Pytanie zakłada, że wiem, jak to jest być szczęśliwym. Moim zdaniem poszukiwanie szczęścia w życiu jest mocno przereklamowane. Dla mnie najważniejsze w życiu to zasada zdrowego dystansu do siebie. Jeśli się gubisz, czy mylisz, to jesteś w stanie się do tego przyznać. Jeśli odnosisz sukces, to możesz się tym przez jakiś czas cieszyć i nie ma w tym nic złego. Jeśli chodzi o Franka, to jest on soczewką, w której ogniskuje ostatnie trzy dekady w Polsce. Od biedy i snu o zachodnich dobrach konsumpcyjnych, po stabilizację i obwąchiwanie się z Zachodem z obopólnym zaciekawieniem, po etap totalnego niezrozumienia i pretensji, przecież to my Francuzów widelcem…

L. Jak narodził się pomysł napisania ,,Erasmus Deutsch”?

J. K. Impulsy były trzy: pierwszy pojawił się w momencie, kiedy poznałem na korytarzu uczelni dziewczynę, która czytała  książkę po polsku i mówiła po polsku z akcentem, a która okazała się córką polskich imigrantów. Drugim impulsem było spotkanie w supermarkecie człowieka, który ze trzy miesiące wcześniej wskazał mi drogę na uczelnię. Zabawne, ale minęliśmy się w markecie, zatrzymaliśmy się i zapytaliśmy siebie nawzajem: Skąd my się znamy. Po chwili doszliśmy do rozwiązania i wydało mi się to wręcz nieprawdopodobne, że spotkaliśmy się w milionowym mieście, w zatłoczonym markecie, kiedy przechodziliśmy koło napojów. Wtedy zrozumiałem, że mam pomysł, ale nadal brakowało mi osadzenia w opowieści Gertrudy, która była w Austrii. W Gertrudzie odtwarzam potencjalną historię rodzinną, która odeszła wraz z dziadkiem, jak Franek, nie znałem prawie żadnych detali, więc sobie ją stworzyłem i to był trzeci impuls.

L. Za pomocą słów świetnie obrazujesz przestrzeń. Stosujesz trafne metafory. Czytając książkę, na moment przeniosłam się do Kolonii. Czy w swojej twórczości starasz się odwzorować szczegóły rzeczywistych miejsc, czy raczej dajesz się ponieść wyobraźni?

J. K. Bazuję na wyobraźni, czy wspomnieniu przestrzeni. Po skończeniu książki wybrałem się ponownie do Kolonii, by skonfrontować opis z rzeczywistością. Nie chodziło mi o aptekarską precyzję, ale o poczucie, że oddałem ducha opisywanych miejsc. Wydaje mi się, i Twoja opinia to potwierdza, że udało mi się osiągnąć zamierzony cel.

L. Jak powstają Twoi bohaterowie? Masz na nich plan od samego początku powieści, czy raczej kształtują się oni w miarę postępowania fabuły. A może inspirujesz się kimś ze swojego otoczenia?

J. K. Moi bohaterowie mocno ewoluują w trakcie pracy. Franek zaczynał jako mój alter ego, ale w pewnym momencie zerwaliśmy połączenie, stał się niemalże autonomicznym bytem, którego decyzje zrobiły kilka wyrw w moim pierwotnym planie powieści. Nie od razu to było dla mnie oczywiste.Olśnienie przyszło, z zewnątrz, książkę czytała p. Bożena Keff [w trakcie kursu w IBL-u] i stwierdziła, że bohater ewoluuje w stronę antypatyczną i to był moment, kiedy zrozumiałem, jak go poprowadzić dalej. Jednak dla mnie ważniejsze są opowieści, niż bohaterowie. Bardzo wiele czerpię z zasłyszanych historii. W trakcie studiów dorabiałem w fabryce produkującej płyty kartonowo-gipsowe. Podczas przerw od pracy było trochę przestrzeni na rozmowy i opowieści, które były w znacznej mierze inspiracją dla mnie. Tak np. dowiedziałem się o sytuacji z Joschką Fischerem, (dziękuję Marcin!). Generalnie piszę opowieściami, nie bohaterami.

L. Opowiedz o kursie w IBL-u (Instytut Badań Literackich).

J. K. Polecam wszystkim wahającym się. Poznałem sporo ciekawych ludzi, z niektórymi utrzymuję kontakt do dzisiaj. Pracowaliśmy nad prozą, poezją, esejem, scenariuszem filmowym. Byłem zmuszony przemyśleć swój warsztat pisarski, zastanowić się, co tak naprawdę chcę powiedzieć i w jakiej formie oraz poznałem szerszy wachlarz środków wyrazu. Nie wiem, jak teraz wygląda obsada, ale wówczas miałem okazję poznać naprawdę ciekawych prowadzących: Magdalenę Wleklik, Marka Bieńczyka, Kubę Winiarskiego, Annę Nasiłowską, Bożenę Keff, Szymona Bogacza. To było bezcenne doświadczenie. Pośrednio dzięki temu kursowi miałem okazję współtworzyć scenariusz serialu promocyjnego dla jednej sieci handlowej. Serial jednak nie wszedł ostatecznie w fazę realizacji, ale sporo nauczyłem się w trakcie współpracy z jego producentem.

L. W podziękowaniach wspominasz też portal Pasję Pisania, a szczególną wdzięczność kierujesz w stronę Michała Pawła Urbaniaka. Czym dla Ciebie były kursy kreatywnego pisania?

J. K. Do Pasji Pisania wracałem wielokrotnie. Praca nad Tekstem http://www.pasjapisania.pl/kurs-praca-nad-tekstem.html pod opieką Michała Pawła Urbaniaka była zawsze świetną przygodą. Michał z wielką pieczołowitością pochyla się nad każdą pracą i konstruktywnie ją krytykuje. Ten zabieg pozwala spojrzeć na swój tekst z dystansem, dostrzec błędy, których wcześniej się nie widziało. Jego zajęcia to istna bomba inspiracji! Podsyła nam oryginalne teksty do wspólnej analizy i dyskusji, takie zadanie z gwiazdką, którego nie wypada nie zrobić :). Oprócz tego na kursie można skonfrontować swój warsztat z innymi uczestnikami, co jest świetnym doświadczeniem. Aktualnie mam przerwę w tych kursach, ale na pewno do nich wrócę.

L. W swojej powieści połączyłeś dwa wątki. Wydarzenia, które miały miejsce podczas II wojny światowej i teraźniejszy w wolnej Europie. Czy uważasz, że historia kształtuje nasze światopoglądy czy większy wpływ ma jednak własne doświadczenie?

J. K. Obecnie to jest trochę wybór między kiłą a rzeżączką i wolałbym takiej decyzji nie podejmować wchodząc w dorosłość.

L. Dlaczego? Możesz doprecyzować?

J. K. Obecnie paradoks polega na tym, że doświadczeniem młodych ludzi jest fabrykowana na potrzeby propagandowe historia, która gra na emocjach, jak disco polo na gustach muzycznych. A jeśli chodzi o doświadczenie to tutaj widzę inny problem. Nie uczymy się rozumieć złożoności świata. Głównym winowajcą są przeładowane podstawy programowe nauczania literatury (języka polskiego). Uczeń ma obowiązek czytać dwadzieścia lektur w roku, ale analiza sprowadza się do dyskusji „conastępnyzmu”: Wokulski zakochał się w Łęckiej, wyjechał zdobyć fortunę, wrócił, kupił, sprzedał itd.. Nikt nie zastanawia się nad tym jak mógłby wyglądać związek Wokulskiego z Łęcką! Przecież na płaszczyźnie emocjonalnej on jest niemożliwy! Wokulski wstaje rano i mówi: dostawa bawełny z Rosji spóźnia się, a Łęcka na to, bawełna jest miła w dotyku. Taki dialog to byłoby maksimum porozumienia w ich związku. Podejrzewam, że Wokulski jako seryjny rogacz popełniłby samobójstwo. Jak więc mamy zrozumieć swoje doświadczenie w świecie, skoro nie potrafimy spojrzeć szerzej na wycinki rzeczywistości, jaki stanowią powieści? Gros nieprzygotowanych ludzi idzie więc w „historię” i tam szuka własnej prawdy. Jak ktoś ma zrozumieć obecny kryzys światowy, skoro nie pojął sensu Ferdydurke, bo jest za trudne i nauczyciel miał na książkę jedną lekcję?

L. Byłeś w finale konkursu na Literacki Debiut roku 2017. Możesz coś więcej o nim opowiedzieć?

J. K. To było ciekawe doświadczenie. Jechałem na finał przekonany, że podium jest moje. Niestety nie było i miałem ochotę wyjść w trakcie gali, jak to zrobiła jedna z osób, ale stwierdziłem, że jednak już zostanę. W trakcie nieoficjalnej części zagadnął mnie jeden z członków jury i pogratulował książki. Powiedział, że byłem jego faworytem do zwycięstwa, ale był w mniejszości. Dlatego po raz nie wiem który powtarzam: mniejszość bardzo często ma rację! Od razu urosłem i poczułem, że przegrałem, ale jestem moralnym zwycięzcą! Byłem kimś w rodzaju powstańca listopadowego.

L. Piszesz przy muzyce, czy raczej potrzebujesz zupełnego wyciszenia, aby się skupić?

J. K. Włączam muzykę, po to by jej nie słyszeć, odpowiednia muzyka pozwala mi się skupić na pisaniu i znika w tle. Jak młynarz, którego budzi przerwa w pracy młyna, tak mnie wyrywa z pracy przerwa w muzyce.

L. Czy w swojej twórczości jesteś ukierunkowany na gatunek obyczajowy, czy zamierzasz każdą książkę traktować jak osobny projekt, który poruszy sfery sensacyjne, kryminalne, a może romans czy horror?

J. K. Trudno powiedzieć, jestem na początku drogi. Do tej pory napisałem dramat historyczny „Maria Walewska” i powieść obyczajową z historią w tle. Moja druga powieść również będzie utrzymana w nurcie obyczajowym, ale trzecia, nad planem której już pracuje będzie pastiszem powieści kryminalnej, będzie czymś w rodzaju antypowieści kryminalnej.

L. Jak traktujesz swoich bohaterów książki? Czy trudno Ci jest się z nimi rozstać? Czy przywiązujesz się do nich?

J. K. Jak wspomniałem wcześniej, ja widzę kształt książki poprzez opowieść, dopiero w drugiej kolejności pojawiają się w niej ludzie, więc bardziej żal mi, kiedy dobra opowieść dobiega końca. Pisanie z perspektywy opowieści pozwala zastanowić się nad zmianą perspektywy, jej ukrytym sensem. Przywiązanie do postaci zawęża pole widzenia.

L. Kto jest Twoim Pierwszym Czytelnikiem i za co go cenisz?

J. K. Moja żona, wiele pomysłów opowiadam jej w trakcie ich krystalizowania się i wtedy po jej reakcji widzę, czy obrany kierunek ma sens.

L. Czy dzieląc się pomysłami z żoną, trzymasz szczegóły książki w tajemnicy do momentu jej skończenia?

J. K. Tak, nie zdradzam wszystkiego, by w trakcie lektury był również element zaskoczenia. Nie ma tak łatwo!

L. Co robisz, kiedy dopadają Cię wątpliwości związane z pisarstwem?

J. K. Czytam. Jestem nastawiony na dwie aktywności, które dopadają mnie zamiennie. Jeśli nie idzie pisanie, to pochłaniam w znacznych ilościach książki.

L. Czy piszesz codziennie, czy raczej jest to potrzeba chwili?

J. K. Staram się pisać regularnie, ale mam słowiańską duszę, nie potrafię jak, Tomasz Mann, z zegarkiem w ręku siadać i pisać. Mann był tak regularny, usystematyzowany, że nawet dramatyczne dzieje w jego biografii są nudne. Jestem bardziej spontaniczny i nieregularny.

L. Co robisz, aby zmobilizować się do pisania? Masz jakieś swoje rytuały, bez których trudno ci zasiąść do pracy?

J. K. Nie mam rytuałów. Muszę mieć pod ręką jakiś napój, komputer i zacząć pisać, a potem zastanawiam się, co wyszło. Nigdy odwrotnie. Pusta kartka zabija.

L. Jeśli miałbyś wskazać swojego pisarskiego mistrza, były nim..?

J. K. Pierwszym moim guru był Gombrowicz, cenię również Schulza, Kereta, Mrożka, Bobkowskiego, Witkacego, Kafkę oraz Głowackiego. Lista jest dużo dłuższa, ale najważniejszy był Gombrowicz.

L. Za co go cenisz?

J. K. Gombrowicz pokazuje w ,,Dziennikach” jak słabość przekuć w siłę. Jego strasznie uwierała zaściankowość polskiej kultury i nasze kompleksy, które staramy się nadrabiać swojego rodzaju gigantyzmem uczuć. Największa postać Chrystusa, najbardziej cierpiący naród, naród który najbardziej kochał papieża, ale tylko tego naszego, bo obecny mógłby już umrzeć. Gombrowicz śmieje się z tego i pokazuje infantylność naszych plemiennych zachwytów.

L. Jaki ma wpływ na Twoją twórczość?

J. K. Franek właśnie przez niego miał moje cechy, celowo biografizowałem mieszając dużo elementów fikcyjnych. Niektóre przemyślenia Franka są żywcem wyjęte z ,,Dzienników„. Gombrowicz nie bał się prowokacji, żartu, był z elity, ale nie bał się drwić z niej, tak samo Franek drwi z siebie i ze swojego najbliższego otoczenia, ale Franek nie jest wiernym uczniem Gombrowicza, jest dzieckiem swojego czasu.

L. Czy jako nastolatek pisałeś pamiętnik (dziennik)? A może piszesz nadal?

J. K. Tak, pisałem i piszę. Niedawno przeglądałem część tych zapisków, w większości nadają się na makulaturę, ale dały mi jedno: systematyczność w pisaniu.

L. Pamiętasz „Złote Myśli”? Zeszyt, który zakładali uczniowie w latach 90-tych, aby uzyskać informacje o swoich kolegach i koleżankach?

J. K. Tak, pamiętam doskonale. Wtedy miałem z nimi problem, bo nie miałem pojęcia, jakim kluczem się kierować, więc je wertowałem kilkukrotnie, żeby wyłapać styl innych odpowiedzi, w moim przypadku był to więc pożyczony autentyzm, bardziej podpadałem pod mimikrę. Teraz się z tego śmieję, ale wtedy obawiałem się wyróżnić.

L. W takim razie zadam Ci kilka pytań inspirowanych takimi zeszytami. Twoja ulubiona książka?

J. K. Jeśli miałbym wybierać tylko jedną książkę, byłoby to ,,Boże Igrzysko” Normana Daviesa. Świetna literatura, niesamowicie erudycyjna, osadza historię Polski w szerszym kontekście. Słuchałem jej chyba z dziesięć razy i za każdym razem dowiadywałem się czegoś nowego.

L. Twój ulubiony film?

J. K. Z różnych względów nie oglądam teraz wiele filmów, jeśli potrzebuję fikcji i łatwych emocji, to włączam sobie TVP. Oglądam dużo wyimków i porównuję sobie z materiałami propagandowymi czasów Gierka. Niesamowite ile jest analogii, ten sam język: ulica i zagranica, zgniły Zachód, obce języki, rośniemy w siłę, gonimy i prześcigamy Zachód. Ludzie to kupują, to jest pisarsko fascynujące. Jakbym się znalazł w wehikule czasu.

L. Czy zbierasz te informacje w jakimś konkretnym celu?

J. K. Tak, piszę równolegle trzecią książkę, kryminał komediowy z polityką w tle. Bawię się przy tym niesamowicie. Doszedłem do wniosku, że w ten sposób łatwiej będzie mi zrozumieć otaczającą mnie rzeczywistość.

L. Twoja ulubiona potrawa?

J. K. Trudne pytanie. Jednak jest większa szansa, że ten wywiad przeczyta moja żona, niż mama, więc odpowiem, że wszystko co ugotuje moja żona.

L. Twój ulubiony kolor?

J. K. Kolory są mi w zasadzie po męsku obojętne. Kilka rozróżniam, ale bez przesady, więc nie chciałbym się określać, by później w momencie próby wybrać inny, bo nie rozpoznałem tego właściwego. Deklarację przywiązania do jednego koloru uważam za brawurę.

L. Rodzaj muzyki, której słuchasz na co dzień.

J. K. Rock progresywny, ale nie jestem specjalnie zamknięty na inne rodzaje muzyki.

L. Miejsce, w które chętnie wracasz.

J. K. Lubię wszystkie miejsca na obszarze przenikania się kultury niemieckiej i polskiej: od Śląska, przez Wielkopolskę po Pomorze.

L. Miejsce, które chciałbyś zobaczyć.

J. K. Miejsca nie są dla mnie czymś atrakcyjnym same w sobie. Ciekawa jest opowieść, która miejsca definiuje, historia. Staram się jeździć w miejsca, których historię znam i rozumiem lokalny język. Europa Środkowa (pojmowana bardzo szeroko) ma dla mnie tyle zagadek i kolorytu, że mógłbym właściwie poza nią nie wyjeżdżać. Przez Europę Środkową rozumiem: Polskę, Niemcy, Austrię, Ukrainę, ale też Francję.

L. I ostatnie pytanie. Gdybyś miał napisać jedno zdanie, które odczytaliby ludzie następnych pokoleń, byłoby to…?

J. K. Nie jesteście wcale mądrzejsi!

L. Dziękuję za rozmowę i życzę Ci dalszych pisarskich sukcesów.

J. K. Dziękuję również.

0 thoughts on “Projekt Sztuka: ,,Piszę opowieściami” – wywiad z Jackiem Kaflem

    • lucynalesniowska.pl says:

      Dziękuję, Joanno. Cieszę się, że wywiad Ci się podobał. Pierwszy na tym blogu, ale z pewnością nie ostatni 🙂

    • lucynalesniowska.pl says:

      Aldi, właśnie o to mi chodziło! W tych wywiadach chcę uchylić drzwi do świata ludzi, którzy postrzegają życie jako możliwości, a nie powód do narzekań. Wywiad z Jackiem Kaflem był i dla mnie bardzo inspirujący. Zapraszam do zaglądania na mój blog, bo rozmów z ciekawymi ludźmi będzie tylko przybywać 🙂

Skomentuj lucynalesniowska.pl Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Translate »