Projekt Sztuka: ,,Jesteśmy sumą wyrzutów sumienia” – wywiad z Jarosławem Czechowiczem

Jarosław Czechowicz – ur. 1978, absolwent filologii polskiej UJ oraz Podyplomowego Studium Dziennikarstwa i Komunikacji Medialnej UJ; niezależny recenzent; juror konkursu literackiego Wydawnictwa Znak „To się musi POWIEŚĆ”; publikacje m.in. w „Portrecie”, „artPAPIERZE”, „sZAFie” oraz w portalach Internetowe Imperium Książki, biblioNETka, G-Punkt, Independent.pl. Strona z recenzjami „Krytycznym okiem” to marka, której zaufały już takie polskie wydawnictwa, jak Wydawnictwo Literackie, Karakter, Dobra Literatura, AMEA, JanKa, MUZA, Sine Qua Non, Lambook, FORMA, Prószyński i S-ka, W.A.B., Toczka, Znak, Dowody na Istnienie, Książkowe Klimaty czy Jirafa Roja; kilkudziesięciu pozycjom wydanym w tych oficynach Jarosław Czechowicz patronuje medialnie. Autor ponad tysiąca pięciuset omówień współczesnej prozy polskiej i światowej. Autor książek z wywiadami: „Rok w rozmowie. Pisarze krytycznym okiem” (wyd. Simple Publishing, 2014) i „Poza napisanym” (wyd. Od Deski Do Deski, 2017). Autor dwóch powieści: „Toksyczność” (wyd. Prószyński i S-ka, 2019) i „Winne” (wyd. Seqoja, 2020). 

Z recenzją książki ,,Winne” można zapoznać się tutaj: https://lucynalesniowska.pl/winne/

Lucy: Co skłoniło cię do napisania ,,Winnych”?

Jarosław Czechowicz: Odpowiem chyba tak, jak robi to Zośka Papużanka – nie mam pojęcia, dlaczego powstają w mojej głowie powieści. Na pewno chciałem zaprezentować dwie kobiety, które są jednocześnie bardzo sobie bliskie i zantagonizowane. Okazało się, że napisałem w sumie o czterech takich bohaterkach. Chciałem opowiedzieć historię jednego cierpienia widzianego z różnych punktów widzenia. Mam nadzieję, że mi się to udało.

L.: Wina i poczucie winy to dwie różne kwestie. Czy jedno może istnieć bez drugiego?

J.Cz.: Oczywiście. Są ludzie, którzy czymś zawinili i nie odczuwają z tego powodu wyrzutów sumienia, jak również tacy, którzy potrafią przez całe życie winić się za coś, co nie stało się z ich powodu. Mamy tutaj postaci z jednej i z drugiej grupy. Tytuł miał brzmieć przewrotnie i taki też jest. Jak również słowa Camusa otwierające tę powieść. Nie wiem, czy pierwszym wskazanym osobom jest w życiu lepiej, a drugim gorzej. Starałem się pokazać, w jak różnych okolicznościach rodzą się winy i odpowiedzialność za nie. Że czasami jedno i drugie wcale nie idzie w parze i to generuje dodatkowe dramaty.

L.: Każde działanie można usprawiedliwić, co nie oznacza, że dzięki temu można uniknąć kary. Twoje bohaterki też jej nie uniknęły. Czy naprawdę ,,jest się zawsze trochę winnym”?

J.Cz.: Każdy z nas robi czasem coś, czego robić nie powinien. Jesteśmy sumą wyrzutów sumienia, ale niebezpieczne robi się to wówczas, kiedy nie możemy z różnych powodów się ich pozbyć. Nie wiem, czy moje bohaterki doświadczają kary. One tkwią w takim egzystencjalnym przedpokoju między niewłaściwym lub złym działaniem a zrozumieniem tego, co zrobiły bądź czego nie zrobiły. „Winne” to w założeniu książka o tym, że każdy z nas ma poczucie, iż w danym momencie życia mógł zachować się inaczej lub inaczej zadziałać. A pozostaje w nas przede wszystkim dręcząca refleksja, że czasu po prostu nie można cofnąć.

L.: Czy przemoc domowa to nadal temat tabu? Jak myślisz, z czego to wynika?

J.Cz.: Żyjemy w kraju, w którym rodzina to świętość. Ta oczywista i tradycyjna, w której dziecko żyje z mamą i tatą. Absolutnie nie z dwiema mamami, a już na pewno nie z dwoma ojcami. W przygnębiająco prostym modelu rodziny, który utrwala się niebezpiecznie pośród stereotypów, przemoc jest oficjalnie jakąś aberracją, czymś niewygodnym do opisywania i przedstawiania. Mnóstwo przemocy domowej to coś, o czym nikt nigdy nie powie. Jej ofiary mają czasem wrażenie, że same robią coś nie tak, bo przecież mają wyraźnie nakreślony rodzinny model i to, jak ma funkcjonować dom. Barbara, najbardziej enigmatyczna bohaterka mojej książki, tworzy rodzinę w czasie, kiedy nie ma dla niej różnorodnych definicji. Uważa, że musi trwać w mrocznym status quo, które działa na nią destrukcyjnie. Tak bardzo źle, że z ofiary staje się katem. Gdyby przemoc domowa nie była tabu, nie powstałoby o niej tak wiele poruszających książek. Trafia mnie czasem, kiedy zdaję sobie sprawę z tego, że dla krystalicznego wizerunku rodziny i domu kobiety – bo to zwykle one – decydują się na mękę trwania u boku przemocowego męża. A z tego rodzą się kolejne relacje zdeterminowane przez przemoc.

L.: Anna ucieka przed swoim życiem do skutej lodem Islandii. Dlaczego właśnie tam?

J.Cz.: Bo – jak sama mówi – tylko tam najdalej może uciec bez paszportu. Ale destynacja Anny ma oczywiście symboliczne znaczenie. Jest bardzo mrocznym kresem jej wędrówki. To takie miejsce, w którym Anna musi usankcjonować koniec swej ucieczki. To już kres. Albo odnajdzie tu satysfakcję i odbuduje zrujnowane życie, albo będzie to przestrzeń, w której zostanie symbolicznie przyparta do ściany. Straci motywację, by walczyć o siebie, straci oddech. Ten kres jest zimny, skuty lodem, dodatkowo potęgujący chłód w sercu Anny niezdolnej już do tego, by obdarzyć jakimkolwiek ciepłym uczuciem kogokolwiek.

L.: Twoje postacie są pełnokrwiste, z łatwością wierzy się w motywy ich postępowania. Irena, jako ta starsza, jest obowiązkowa i żyje z poczuciem, że musi zaopiekować się młodszą siostrą, Anną. Jak myślisz, czy charakter kształtuje się pod wpływem przeżyć, czy wynika też z kolejności urodzenia?

J.Cz.: Myślę, że zawsze starsze rodzeństwo czuje się w obowiązku, by wspierać młodsze  i mu pomagać, gdy w domu dzieje się źle. Przypominam sobie czas, kiedy moja matka alkoholiczka urodziła – cudem! – zdrowe dziecko, za które z automatu wziąłem odpowiedzialność, kiedy trzeba było je nakarmić, przebrać, troszczyć się o nie. Dopiero później zarysowało się w mojej świadomości, że to siostra, nie jakieś zwykłe dziecko do opieki. Potem zawsze starałem się jej bronić. A kiedy dorośliśmy, różniliśmy się, bo każde z nas miało inne poglądy, pomysł na życie, temperament. Moje bohaterki żyją w klasycznej symbiozie pokrzywdzonych. Starsza daje wsparcie młodszej, młodsza też poczuwa się do odpowiedzialności, by troszczyć się – przecież gdyby nie jej pomoc dla Ireny, wszystko mogłoby być dużo bardziej tragiczne. Ale nasz charakter na pewno hartują lub rujnują konkretne doświadczenia i niekoniecznie musi mieć to związek z wiekiem.

L.: Czytając ,,Winne”, miałam wrażenie, że tekst rezonuje dawką niewypowiedzianych emocji. Czy według ciebie kobiety zbyt często milczą w obliczu wyrządzanych im krzywd?

J.Cz.: Gdybym odpowiedział wprost na to pytanie, mógłbym zniszczyć przyjemność lektury tej książki. Milczenie wobec krzywdy nie oznacza przyzwolenia na nie. To tak samo jak głos wstrzymujący się w głosowaniu nie określa optowania za głosowaną kwestią lub sprzeciwu wobec niej. Bardzo chciałem, by „Winne” rezonowały jako powieść, w której dramat często skryty jest w milczeniu. Myślę, że kobiety mają zdolność odważniejszego mierzenia się z krzywdami. Milczą, ale nie są bierne. Milczenie może stanowić wyraz pewnej siły. I dużo trudniej agresorowi się z nim mierzyć.

L.: Co nimi kieruje? Wstyd, że zostały upokorzone? Duma? Strach? A może ambicja?

J.Cz.: Myślę, że w przypadku każdej z nich specyficzna konsekwencja w działaniu. Dlatego widzimy, że któraś się wstydzi, któraś boi, jeszcze inna czuje dumę. Te cztery kobiety to plątanina kompulsywnych czasem działań wyzwalających poczucie bycia kimś gorszym, niż się jest. A jednocześnie stoją za nimi małe wygrane życiowe bitwy. To, co kieruje bohaterkami, ma być oczywiście zagadką dla czytelnika. Tylko Anna jest w miarę wyraźną i jednoznaczną postacią. I ona kryje w sobie chyba wszystko to, o co zapytałaś.

L.: Napisałeś książkę o kobietach, ale twojej prozie daleko do przesłodzonej, lekkiej lektury. Czy nie obawiałeś się, że to zacieśni krąg twoich odbiorców?

J.Cz.: Wielu czytelników ucieka od trudnych i uwierających tematów w książkach, ale znakomita ich część lubi właśnie książki mroczne, dotykające często wstydliwych problemów. Wiem, że „Winne” to nie jest lektura dla każdego. Ale wiem jednocześnie, że wyraziłem dokładnie to, co chciałem wyrazić, i opowiedziałem taką historię, pod jaką mogę się podpisać imieniem i nazwiskiem. Krąg odbiorców będzie wąski, a pewnie dodatkowo przyczynia się do tego przedłużająca się pandemia. Tak czy owak recenzje książki ugruntowują mnie w przekonaniu, że znalazło się grono poruszonych odbiorców, ale sprzedaż „Winnych” nie jest do tej pory jakoś zaskakująco dobra…

L.: Kobieca literatura pęcznieje od infantylnych historii. Wynika to z rynkowych potrzeb czy stereotypowego myślenia?

J.Cz.: Nie lubię podziału literatury na kobiecą i męską. Czy to, że bohaterkami moich powieści są kobiety, oznacza, że publikacje te należą do literatury kobiecej? Być może masz na myśli te wszystkie cukierkowe narracje o miłości i szczęściu ozdabiane koszmarnymi okładkami w równie cukierkowych odcieniach, ale odnoszę wrażenie, że każdy rodzaj historii – także infantylnych – jest literaturze potrzebny. Bo to zawsze przygoda czytelnicza.

L.: Nie piszesz literatury komercyjnej. Mam wrażenie, że autorzy coraz częściej muszą wybierać między ,,być” a ,,mieć”. Jakie masz zdanie na ten temat?

J.Cz.: Szanuję literaturę komercyjną. Dobry kryminał czy thriller to jest to, czego czasem potrzebuję, chętnie je czytam. Zwłaszcza jeśli kryje się w nim świetna opowieść psychologiczna. Takimi książkami wydanymi niedawno są na przykład „Wrzask” Izabeli Janiszewskiej czy „Piętno” Przemysława Piotrowskiego. Znajdą masowego odbiorcę – i bardzo dobrze, bo to ciekawe książki. Natomiast uprawianie literatury to w Polsce nie jest zawód, a jeśli ktoś tylko tym zarabia na życie, to bardzo mu gratuluję. Popyt jest na książki, które mimo wszystko nie angażują za bardzo. Nota na okładce ma sugerować, że każdy się w danej narracji odnajdzie. Czytanie dla wielu odbiorców jest zwyczajną rozrywką. Wcale tego nie neguję i zżymam się na wszystkich mądrych krytyków literackich, którzy tworzą idiotyczną bańkę tak zwanej literatury z wyższej półki. Jest w Polsce trend wśród znawców książek, by czynić czytanie elitarnym. To wcale nie pomaga pracy nad tym, by wśród wielu Polaków po prostu wykształcić nawyk czytania. Część autorytetów krytycznoliterackich wyraźnie wskazuje, co świadczy o powadze czytelnika, a co go infantylizuje. Bardzo mi się to nie podoba.

L.: Relacja ,,rodzic i dorastające dziecko” zwykle bywa skomplikowana. W ,,Winnych” nie skupiasz się na różnicach pokoleniowych, ale zagłębiasz się w trudne sprawy rodzinne. Powrót do domu po studenckiej imprezie kończy się dla sióstr traumatycznym przeżyciem. Skąd czerpiesz inspiracje do mocnych scen?

J.Cz.: One jakoś same do mnie przychodzą. Właściwie to „Winne” na początku były tylko scenami, zanim powstała z tego linearna historia. Czasem pozostaje mi w głowie coś, co przeczytałem u kogoś innego, i staram się to twórczo przekształcić. Rodzina przedstawiona w mojej powieści to ludzie hermetycznie zamknięci w pewnej przestrzeni i pewnych uwarunkowaniach. Można by z ich mrocznego życia zrobić teatr. A w teatrze najważniejsza jest właśnie scena.

L.: Traumy bardzo często są traktowane po macoszemu. Bagatelizuje się ich wielkość, a twierdzenie ,,inni mają gorzej” tylko to podbija. Czy w Polsce chodzenie do terapeuty to wstydliwy temat?

J.Cz.: Tak, przytoczone przez ciebie stwierdzenie nie tylko wskazuje, że powinno się docenić, co się ma, ale jeszcze dodatkowo stygmatyzuje, bo nie masz empatii. Cóż, zawsze i wszędzie ktoś będzie miał gorzej, co nie znaczy, że nie mam prawa, a czasem obowiązku starania się o to, by ze mną było lepiej. Terapie – indywidualne czy grupowe – stają się już coraz bardziej popularne. Dla niektórych modne, co jest już inną sprawą, ale wierzę w to, że coraz więcej traum jest omawianych w gabinetach specjalistów i cierpiący nie pozostają sami. Mnie terapie umożliwiły porządkowanie wspomnień i pozbywanie się tego, co jest bolesne. Każdemu będę polecał. Sama literatura ma funkcję terapeutyczną – dla części autorów i dla czytelników, którzy może nie są na tyle odważni, by usiąść naprzeciw drugiej osoby i opowiedzieć o swoim bólu, ale odnajdą jedność w tym bólu z bohaterem. Takim, który sobie poradził i dał im pozytywny wzorzec do działania oraz myślenia.

L.: Dlaczego ,,Winne”, a nie ,,Winni”?

J.Cz.: Bo tak sformułowany tytuł za dużo by sugerował i zdradzał, a mam na myśli tajemnicę rodzinną odkrywaną bardzo stopniowo. Poza tym skupiłem się od początku do końca na kobietach i ich poczuciu winy – słusznym bądź wcale nie. W przypadku tytułu płeć i rodzaj gramatyczny oczywiście miały zamierzony cel. Jest tak, jak być powinno.

L.: I ostatnie pytanie, które jest stałym elementem ,,Projektu Sztuka”. Jaką myśl chciałbyś przekazać przyszłym pokoleniom? Proszę, ujmij to w jednym zdaniu.

J.Cz.: Macie tylko jedno życie, które często jest trudne, ale w dużej mierze od was zależy, czy wykorzystacie je, jak chcecie.

L.: Dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów. Z przyjemnością będę śledzić twoją twórczość.

Źródło fot. Daniel Myszkowski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Translate »